aktualna pogoda:
°C
hPa
deszcz: 0.0 mm
wiatr: km/h
pogoda na 4 dni »

Przedsiębiorcza kobieta, to szczęśliwa kobieta/Ewelina Grabowska


czwartek 18 sierpień 2011 14:00

Są zaradne, samodzielne i przedsiębiorcze, nie boją się odważnych decyzji. Miały już dość użalania się nad sobą i siedzenia w miejscu, dlatego też wzięły sprawy we własne ręce i postanowiły otworzyć własny biznes.

Pani Katarzyna ma niespełna trzydzieści lat. Jest mamą dwójki fantastycznych dziewczyn – 5 letniej Weroniki i 8 letniej Roksany. W wychowaniu pociech pomaga jej mama i życiowy partner - Krzysztof. Obok bycia mamą i panią domu, codziennie od 10 do 18 pracuje jako fryzjerka – jest właścicielką niewielkiego salonu fryzjerskiego w centrum Turku. Nie narzeka na brak „głów do ścięcia”, ma stałą klientele, a i od czasu do czasu trafi się ktoś nowy, ciekaw jej umiejętności. W większości takie osoby wracają i zostają stałymi klientami. Trudno się temu dziwić – jest sympatyczna, uśmiechnięta i rozgadana. Często wciąga klientów w niezobowiązujące rozmowy, czasami jak psycholog – wysłucha i poradzi, choć sama nie ma najlżejszego życia.

Jedno jest pewne - swojej pracy nie zamieniłaby na żadną inną. Od zawsze chciała być fryzjerką. Już jako mała dziewczynka próbowała swoich sił czesząc niesforne loki lalek. W podstawówce przyszedł czas na mamę. - Tak ją obcięłam, że przy okazji straciła kawałek ucha – wspomina pani Kasia z uśmiechem. Najważniejsze jest jednak to, że zakład prowadzi sama. Nie jest od nikogo zależna, w pełni kontroluje czas pracy, nie musi się przed nikim tłumaczyć, że wyskoczyła na chwilę odebrać córkę z przedszkola. Wystarczy kartka w drzwiach z tekstem”zaraz wracam”.

Pani Katarzyna skończyła szkołę zawodową o profilu fryzjerskim pod koniec lat dziewięćdziesiątych. O pracę w tym czasie nie było łatwo, tym bardziej dla kogoś bez doświadczenia. Na szczęście jej koleżanka zdecydowała się otworzyć własny zakład fryzjerski, zaufała pani Kasi i przyjęła do pracy. Początkowo do jej obowiązków należało sprzątanie, przychodziła do zakładu na dwie trzy godziny dziennie, podpatrywała koleżankę i w duszy marzyła o własnym salonie. Kiedy zwiększała się liczba klientów stała się pełnoprawną fryzjerką. W salonie koleżanki spędziła 5 lat, nabierając doświadczenia i zdobywając stałą rzesze klientek. Pieniądze były marne, nie starczało nawet na podstawowe rzeczy, tym bardziej, że w drodze było już pierwsze dziecko. Do pracy wróciła 2 tygodnie po porodzie. Nie zapomniała jednak o marzeniach. W realizacji pomógł partner, znalazł odpowiednie pomieszczenie, specjalnie wyjechał za granice by zarobić trochę grosza na remont starej chłodni. Dołożyło się kilka osób z rodziny i pani Kasia wreszcie mogła zacząć pracę we własnym zakładzie. - Z instytucji działających w naszym mieście nikt mi nie pomógł. Starłam się o dofinansowanie z PUP, niestety wniosek odrzucono. Nie przeszła również prośba o doposażenie stanowiska pracy. Jedyne z czego korzystam to program staży – dodaje właścicielka salonu.

Początki samodzielnej pracy były trudne, prawie trzy lata minęły zanim pani Kasia wyrobiła sobie renomę i przekonała mieszkańców Turku do swojego salonu. Ostatnio zrobiło się jakby ciężej, co rusz otwierają się nowe zakłady, do tego dochodzą comiesięczne opłaty – ZUS, czynsz, prąd, zimą ogrzewanie a i ludzie biedniejsi, żal im tych kilku złoty nawet na fryzjera. Pani Kasia jednak nie ma zamiaru się poddać. Od września startuje z nowym zakładem. Wzięła kredyt i wspólnie z partnerem wybudowali lokal obok domu. - Odejdzie opłata za czynsz a i koszty ogrzewanie będą mniejsze. Nawet gdyby odeszła mi połowa klientów, to i tak finansowo będzie lepiej niż tutaj – mówi pani Kasia.

Pomimo wszelkich niedogodności - tego, że od wielu lat nie była na wakacjach, tego, że na dzień przed porodem szorowała podłogę, a po tygodniu już czesała pierwsze klientki, tego że czasami jest krucho z forsą - nie żałuje swojej decyzji. Jest samodzielna i samowystarczalna. Ma świadomość, że aby zdecydować się na taki ruch trzeba nie lada odwagi, psychicznej wytrzymałości i wiary we własne siły. - Sama nie wiem skąd to wszystko się we mnie bierze. - dodaje. Jednak gdyby mogła cofnąć czas, postąpiła by zupełnie tak samo.

Swojej decyzji, odnośnie samodzielnego startu nie żałuje także pani Bożena – właścicielka jedynego w Turku sexshopu. Jej życie również nie było usłane różami. Mąż alkoholik, dwójka dzieci, w tym jedno niepełnosprawne, brak pracy i pieniędzy. Dorabiała w różnych miejscach, aby utrzymać rodzinę, jednak nigdy nie było mowy o czymś stałym. Dziś nie chce pamiętać o tamtych czasach, o łzach i poniżeniu jakie musiała znosić mówi z ogromnym trudem. Zdarzało się, że brakowało pieniędzy nawet na jedzenie.

Mimo przeciwności losu nie poddała się i zgodnie z przysłowiem – co cię nie zabije, to cie wzmocni – postanowiła otworzyć własny biznes. - Musiałam coś zrobić, żeby mieć pieniądze na wychowanie syna – dodaje pani Bożena. Koleżanka, pół żartem pół serio podpowiedziała, że w Turku brakuje sexshopu. Pani Bożenie pomysł się spodobał, zawsze była otwarta na ludzi, a jak wiadomo, nie każdy nadaje się do takiej działalności. Złożyła do turkowskiego urzędu pracy wniosek o dofinansowanie. Niestety, urzędnicy doszli do wniosku, że w naszym mieście nie potrzeba takiej działalności a pieniądze może otrzymać jedynie na sklep z bielizną. Co prawda nie był to szczyt marzeń pani Bożeny, ale zdecydowała się i już wkrótce stała się dumną właścicielką sklepu z bielizną erotyczną. Po roku prowadzenia działalności asortyment udało się rozszerzyć o erotyczne gadżety i zmienić nazwę na sexshop.

Sklep pani Bożeny mieści się w jednym z zakamarków naszego miasta, na ul. Wąskiej - Tak jest lepiej, bardziej intymniej, ludzie się mniej wstydzą a i obawa jest mniejsza, że się na sąsiada wpadnie – tłumaczy właścicielka. Ci, którzy jednak chcą zakupić coś ze sklepowego asortymentu pani Bożeny, dokładnie wiedzą gdzie iść i nie potrzebują migającego na kilkaset metrów neonu. W  końcu w naszym mieście najskuteczniejsza jest poczta pantoflowa.

W takim sklepie, jaki prowadzi pani Bożena, najważniejsze jest podejście do klienta. Ci na szczęście ją uwielbiają, potrafi doradzić i fachowo opowiedzieć o każdym z przedmiotów, a przy okazji pożartować. Nie wstydzi się żadnego z tematów, w końcu, jak twierdzi wszystko jest dla ludzi. Do sklepu przychodzi głównie młodzież w poszukiwaniu zabawnego prezentu na osiemnastkę czy też inną okazję. Zdarzają się także osoby z większymi problemami, którzy wracają by podziękować pani Bożenie. - Ostatnio był u mnie pan, który dziękował za to, że mu się dziecko urodziło. - cieszy się na samo wspomnienie właścicielka sexshopu. Nigdy jednak nie zdarzyło się, by ktoś zwrócił pani Bożenie uwagę o niestosowności takiego miejsca czy powiedział złe słowo na temat prowadzonej przez nią działalności. W końcu wszystko jest dla ludzi.

Pani Bożena zaraża optymizmem, jest uśmiechnięta i niezwykle otwarta, aż trudno uwierzyć, że jeszcze jakiś czas temu zmagała się z tak ogromnymi przeciwnościami losu. Na szczęście wszystko się jakoś poukładało. Robi to, co kocha i nie rezygnuje z marzeń. Wierzy, że sklep uda się rozbudować i znacznie poszerzyć asortyment. Teraz czeka ją prawdziwy sprawdzian. Właśnie upłynęły dwa lata od momentu rozpoczęcia działalności. Dla przedsiębiorców oznacza to jedno – przejście na duży ZUS. - Wierzę, że jakoś to będzie, choć pieniądze które muszę oddać urzędowi mogłabym przeznaczyć na zakup towaru. Na pewno się nie poddam – dodaje właścicielka sexshopu.

O własnej firmie marzy także pani Renata. Ma ściśle sprecyzowany plan i nie ma zamiaru rezygnować z marzeń o samodzielnym stanowisku pracy W najbliższej przyszłości chciałaby założyć własny punkt doradztwa finansowego. Póki co, z Powiatowego Urzędu Pracy otrzymała możliwość ukończenia stażu w jednym z funkcjonujących już na rynku punktów doradczych. - Składałam dokumenty o przyznanie jednorazowych środków na rozpoczęcie działalności. Jestem matką samotnie wychowującą i wydawało mi się, że mój wniosek powinien być rozpatrywany w pierwszej kolejności. W końcu muszę samodzielnie utrzymać rodzinę. Niestety, powiedziano mi, że aktualnie prowadzony program nie obejmuje takich osób jak ja. - pani Renata nie ukrywa rozczarowania działalnością turkowskiego urzędu pracy.

Na szczęście przyznany z urzędu staż daje szanse rozwoju. Pani Renata ma możliwość przekonać się czy doradztwo finansowe jest właśnie tym, co chciałby w życiu robić. Jedno jest pewne – nie ma już ochoty siedzieć w miejscu i lamentować nad własnym losem. Za zaoszczędzone pieniądze wykupiła specjalne kursy, które pozwoliły na zdobycie niezbędnej do prowadzenia punktu doradczego wiedzy. Na zakup komputera i kilku najbardziej potrzebnych urządzeń biurowych pieniędzy zabrakło. A to wystarczyłoby na start małej, jednoosobowej firmy. - Ja tak łatwo nie odpuszczę. Jestem w pełni sił, mam odchowane dzieci i chce to wykorzystać. Wierzę, że już wkrótce będą właścicielką samodzielnie działającego punktu doradczego. - mówi z nadzieją pani Renata.

Z pewnością takich kobiet w naszym mieście jest znacznie więcej. Mają potencjał, energię i dość siedzenia w miejscu. Choć wiedzą ile wyrzeczeń kosztuje założenie własnej działalności, z jakim ryzykiem trzeba się liczyć, nie boją się smaku porażki i odważnie decydują się na ten krok. Krok, który w wielu wypadkach pozwala zmienić całe życie.

EG

 
 

Zobacz także:


Strona główna  •   Turek.net.pl •  

Strony portalu Gniezno.info.pl są monitorowane przez Google Analytics •  Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu oraz plików cookie •  Projekt, realizacja, hosting online24.pl